Algeria 2024.

Druga podróż do algierskiej Sahary. W 2023 roku był Tadrart Rouge teraz płaskowyż Tassili n’Ajjer ze słynnym Sefarem.

Zdjęcia pod tym linkiem

Tym razem tak ułożyła się logistyka biletowa, że spędziłem w stolicy w Algierze niemal 2 dni. 2 dni poświęcone na szlajanie się po mieście.
Afryka a jednak w wersji postkolonialnej, europejskiej, śródziemnomorskiej…
Warto pochodzić po mieście, poczuć ten inny klimat niż w miastach Europy. Lokalesi są otwarci i uprzejmi, a tradycyjne jedzenie pachnące orientalnymi przyprawami – bardzo smaczne…

Wracając do płaskowyżu.
Lokalizacja odległa kilkadziesiąt kilometrów na północ, może trochę więcej, od Tadrartu. Blisko a jednak inaczej.

Pierwsza zasadnicza różnica to charakter przemieszczania się. W Tadrarcie poruszaliśmy się terenówkami. Na płaskowyż nie ma drogi, także na samym płaskowyżu nie ma dróg.
Zatem wyprawa to trekking. W dźwiganiu ekwipunku pomagał nam zastęp czworonożnych przyjaciół – osiołków.

Tassili n’Ajjer to rozległy płaskowyż leżący w południowo-wschodniej Algierii o powierzchni blisko 80 tys. km². Może tam znajdować się nawet 15 tys. malowideł i rytów, przeważnie umieszczonych w schroniskach skalnych. Przypuszcza się, że najstarsza sztuka naskalna tego regionu może pochodzić sprzed co najmniej 10000-12000 lat. Sztuka naskalna Tassili n’Ajjer została odkryta dopiero w latach 30 XX wieku przez francuskich żołnierzy. Pierwsze badania prowadził francuski archeolog Henri Lhote w latach 1956-1970. Najwcześniejsze malowidła pochodzą z okresu „dużej fauny” (12000-6000 p.n.e). Uważa się, że są dziełem ludów saharyjskiej Afryki. Dominują tu przedstawienia dużych zwierząt takich jak słonie, nosorożce, hipopotamy, żyrafy, bawoły, tury czy antylopy, również niewielkich rozmiarów postacie ludzkie. W późniejszym okresie (ok. 6000 p.n.e. – okres „okrągłych głów”) zaczynają pojawiać się bardziej dokładne przedstawienia postaci ludzkich (Djanet w pd-wsch części płaskowyżu). Figury ukazane są zwykle w profilu i sprawiają wrażenie unoszących się w powietrzu, co jest charakterystyczne dla zjawiska szamanizmu i wiary w pomoc duchów. Okres pasterski (ok. 5000 p.n.e.) pokazuje sceny pasterskie, polowania oraz sceny z życia codziennego obozowisk, gdzie odnajdujemy przedstawienia kobiet dzieci, kóz, owiec i psów. Kolejne okresy to okres koni (3200-1000 p.n.e.) oraz okres wielbłądów (2000-1000 p.n.e.). Pojawiają się tu przedstawienia koni zaprzężonych do wozów oraz uzbrojone postacie ludzkie. Z biegiem czasu coraz częściej ukazywane są wielbłądy jako zwierzęta juczne. Są one lepiej przystosowane do warunków pustynnych i częściej wykorzystywane do jazdy niż konie.

Wysokość płaskowyżu to 1700-1800m npm
Wejście na płaskowyż (ok. 600m w pionie) zajęło nam 5h, zejście blisko 4h. Codziennie robiliśmy ok. 16km, na górze spędziliśmy 7 noclegów.
Temperatura na początku października to 35st C w dzień, 22-27 w nocy.

Płaskowyż to zdecydowanie inna Sahara. Tu nie występują diuny, w zasadzie cały czas poruszamy się wśród form skalnych. Czasem o wysokości kilkunastu metrów, czasem kilkudziesięciu, rzadziej rozpadliny/doliny o ścianach wysokości kilkuset metrów.
Te formy tworzą często niesamowite labirynty aż po horyzont. Zachęcają żeby się w nich zatracić…

Plan dnia: wstać ok. 6.00 na wschód słońca, spakować namiot i swój ekwipunek, śniadanie 7.30, 8.10 – w drogę. Trasa prowadziła przez miejsca rysunków naskalnych i punkty widokowe, choć „punkty widokowe” otaczały nas z każdej ze stron cały czas 😉 Ok. południa czas na lunch, herbatkę i relaks. Potem kolejna sesja trekkingowa aż do (zjawiskowego) zachodu słońca. Herbatka, podwieczorek i już grubo po zmroku kolacja. A potem część rozrywkowa – czyli muzyka live i pląsy…

I tak dzień po dniu zapuszczaliśmy się w kolejne lokalizacje naszej podróży. Po krainie, w której ludzie już nie mieszkają a nieliczne zwierzęta wciąż walczą o przetrwanie. Jednak rysunki naskalne przypominają, że kilka tysięcy lat temu była tu jeszcze sawanna, woda, życie. Rysunki przedstawiają sceny z życia; polowanie, wojny, wypas bydła, kąpiel, bóstwa, seks, poród. Ciekawe dyskusje z przewodnikiem były próbą interpretacji (często sprzecznych) tego co autor miał na myśli…

Mieszane uczucia mógł budzić fakt wykorzystywania osiołków jako tragarzy całego ekwipunku. Z moich obserwacji – zwierzęta były zadbane i dobrze traktowane, dźwigane ciężary były w zakresie ich nośności, nie buntowały się – po prostu szły swoim rytmem po 2-4h dziennie. Potem były „rozładowywane” i miały relaks do kolejnego ranka.

Ciekawostką była kwestia wody. Każdy nasz obóz był w okolicy źródeł wody niezbędnej nam i zwierzętom. Piliśmy (po przefiltrowaniu) wodę z tych miejsc (gelt), ba nawet kilka razy się kąpaliśmy 🙂

Mały przytyk dla organizatorów to to, że przesadzili z wielkością grupy. Zapewniali 4-7 osobową grupę a było nas finalnie 14 sztuk. Robił się z tego często hałaśliwy tłum. A tłum to ostatnia rzecz, której szukasz na odludnej Saharze… Poza tym obsługa na wysokim poziomie. Posiłki proste i skromne ale nikt głodny nie chodził.

Zgrubna mapa naszego trekkingu, zrobiliśmy na nogach w sumie około 130km

PS. będzie film(y) i to nawet z loku ptaka (psst)